Pierwszy z trzech wpisów na temat Dla kogo jest analiza kolorystyczna, a dla kogo nie?
Jedno rozwiązanie nie może pasować dla prawie 8 miliardów osób. Chociaż mam cichą nadzieję, że w niedalekiej przyszłości… Ale teraz trzymajmy się rzeczywistości. Chciałabym zapytać Ciebie i samą siebie, czym może być luksus. Czy jest to coś frywolnego, nadwyżka, dodatek, który nie pasuje do tej codzienności, którą mamy? Analiza kolorystyczna to luksus. Na pewno, ale jakiego rodzaju?
Ale jaki luksus
To słowo łączy się dla mnie z terminem bespoke znanym u nas z krawiectwa z wyższej półki. Mistrz tworzy dla nas od podstaw marynarkę: idealnie dopasowaną zgodnie z najlepszymi zasadami sztuki. Jedna osoba jest zaangażowana w cały proces, który trwać może kilka tygodni. Jest to kosztowne, bo wymaga wielu etapów: najpierw zdejmowanie miary, tworzenie szablonu. Przygotowanie materiału, szycie na miarę. Kilkukrotne przymiarki, poprawki. Miara jest tu słowem kluczowym, a klient nie podaje jakichś abstrakcyjnych liczb (rozmiar 38 poproszę), ale już ją w sobie nosi. Absolutny luksus. Niesłychany rezultat – ubranie leży nie tyle jak druga skóra (mnie się to kojarzy z jakimś niemiłym przyleganiem), ale tak jak powinno. Pięknie oddaje rzeźbę i proporcje sylwetki. Komuś się może wydawać, że to niezbyt dobrze, bo proporcje może nie zawsze są idealne… Ale na to odpowiem we wpisie o odwadze.
Podobnie jest z perfumami. Na mojej mamie znany zapach od Elizabeth Arden leży tak, że chętnie będę chodzić za nią i wciąż szukać tej miodowej, ciepłej nuty. Dobrze znam cudownie dobrany zapach, który nosi koleżanka z pracy. Na szczęście używa go często, bo wtedy dzień w pracy jest owiany radością wakacji. Na mnie mamine Słoneczniki nie robią żadnego wrażenia, ale kwiat pomarańczy w różnych formułach ma sens. Takiej miary domaga się moja skóra.
Kto tu jest mistrzem
W analizie kolorystycznej mistrzem krawiectwa, znawcą nut zapachowych staje się sama osoba analizowana. Oczywiście doradca kolorystyczny wprowadza w ten świat i służy wszelką radą (i dodatkowymi usługami), ale tu nie chodzi o jednorazową metamorfozę. Nie chodzi o wybranie jednego zestawu czy piętnastu elementów garderoby. Chodzi o przejęcie steru we własne ręce. Nikt nie robi sobie analizy kolorystycznej wielokrotnie, przed każdą ważniejszą okazją.
Po analizie kolorystycznej dokładnie wiem, czego chcę. Wiem, czego chcę od garnituru i koszuli, sukienki i płaszcza. Wiem, jakie dodatki zagrają z całością. Mam swoje wymagania względem biżuterii, makijażu i koloru włosów, jeśli mam ochotę skorzystać z tych produktów i usług. Wiem, którą białą bluzkę wybrać ze stu dwudziestu dostępnych. Wiem, jaki eksperyment ma szansę powieść się, a jaki na pewno nie wypali.
Co więcej, odpowiedzi na moje wymagania znajdują się na każdej półce cenowej. Miara została zdjęta. Ode mnie zależy czy użyję bawełny, czy kaszmiru. Materiału z recyklingu czy dziewiczej wełny. Zakupy z drugiej ręki, zakupy w designerskim butiku, swap z przyjaciółkami nagle mają większy sens. Moja własna szafa też ma większy sens. Wiem, w czym wyglądam znakomicie, wiem, co mniej mi służy, wiem, co mogę bez żalu pożyczyć komuś na wieczne nieoddanie. Ekologia, oszczędzanie zasobów Ziemi, jakość, a nie ilość, szafa kapsułowa – te skojarzenia są jak najbardziej na miejscu, jeśli zechcemy z nich skorzystać.
Wolność i proces
W samej długości procesu jest wiele ekscytujących spraw. Już od razu po analizie wyglądam lepiej, bo znam kierunek. Wiem, jak skomponować i co wybrać spośród rzeczy, które już mam. A potem może być już tylko jeszcze lepiej. Coraz więcej elementów zaczyna grać ze sobą. Całość jest coraz bardziej wysmakowana. Spójna. Harmonijna. A noszone kolory sprawiają, że zmarszczki – gdy już się pojawią – są postrzegane przez otoczenie jako niewidoczne lub jako jakieś racjonalne wyjaśnienie niesłychanej siły wyrazu. To jest spory luksus – przynajmniej dla mnie.
Nie ma odgórnych reguł. Są tylko zakresy kolorystyczne. I wiem, jak bardzo mogę je nagiąć, żeby zagrały dla mnie, a nie przeciwko mnie. Wiem, jak zaadaptować to, co już mam i gdzie pójść na kompromis. Wiem także, gdzie to nie ma sensu. A na dodatek moja paleta barw poprowadzi w nieodkryte jeszcze przeze mnie krajobrazy.
Wszystko skrojone na moją kolorystyczną miarę. Dopasowane do mnie, nie jakiegoś abstrakcyjnego konsumenta.
W kolejnych artykułach z tej serii napiszę o odwadze i o czymś jeszcze bardziej nieuchwytnym i pożądanym, co pobrzmiewa w zdaniu, które usłyszałam od Justyny, nowo poznanej koleżanki: „Twój tata ma klasę”.
A dla Ciebie co oznacza ten właściwy luksus, który można zapisać z dużej litery? Podziel się w komentarzu trzema rzeczami, którymi celebrujesz swoje bycie na ziemi.
Zdjęcia do wpisu: Andrea Piacquadio i Olga Mironova z Pexels.
Czytaj dalej...
Inne posty z serii Dla kogo jest analiza kolorystyczna, a dla kogo nie? czyli o trochę niekonwencjonalnym podejściu do pojęć takich jak:
Wpis o tym, co można osiągnąć w wyglądzie dzięki analizie kolorystycznej, jest tu: